OSWAJANIE I PRACA ZE ŹREBAKIEM I MŁODYM KONIEM
Na temat szkolenia źrebiąt i młodych koni jest wiele teorii. Niektóre każą zostawić maksimum swobody jak najdłużej. Są tacy, co uważają, że zostawienie przyszłego wierzchowca w stanie dzikim przez 3 lata i następująca po tym terapia szokowa i błyskawiczne, kowbojskie ujeżdżanie to dobra droga. Inni odwlekają poważniejsze szkolenie w nieskończoność, twierdząc, że założenie zwykłego siodła na grzbiet to tak wielkie misterium, że wymaga tygodni przygotowań i ponad 3 lat ukończonych ;) Po środku, ale wcale nie 'byle gdzie' leży prawda. Co zrobić by ją znaleźć? Są trzy kwestie, które trzeba brać pod uwagę zastanawiając się, czego, jak i kiedy uczyć:
-
dobrostan konia: fizyczna i psychiczna dojrzałość do stawianych wymagań
-
bezpieczeństwo: człowieka i konia
-
przyszłe użytkowanie: konkretnie – co i w jaki sposób ma w przyszłości robić ten koń
Oczywiste jest, że dla spełnienia tych punktów, koń który ma stać się zwierzęciem wierzchowym i zaprzęgowym, powinien mieć kontakt z człowiekiem od małego, powinien się tego człowieka nie bać ale go słuchać, i powinien być oswojony ze wszystkim, co będzie jego przyszłą codziennością.
Częste są pytania 'co robić ze źrebakiem, 'co robić z dwulatkiem' itd. Widuje się konie zawinięte w folie, prowadzane przy balonach czy przez kolorowe wstęgi. To dobre ćwiczenia na zaufanie, opanowanie, odwagę itd. Niemniej, dziwi jeśli ten sam koń – nigdy nie miał siodła na sobie, nigdy nie pracował na 2 lonżach, nigdy nie oswojono go z psami, harmidrem, tym, że coś może uderzyć w nogę, spaść pod kopyta, zaczepić się i ciągnąć (jedno z podstawowych ćwiczeń dla przyszłego zaprzęgowca – brak paniki przy rzeczach obijających nogi, także od wewnątrz, ciągnących się za koniem oraz podłożach wydających nietypowe dźwięki). Do tego, co ma być podstawą pracy konia, przyzwyczajać się powinno OD ŹREBAKA. A więc także do terenów, chodzenia po placu, chodzenia na lonży.
Co powinien umieć już mały (do miesiąca życia) źrebak? Dawać się dotykać na całym ciele, podawać nogi, dać założyć kantar, złapać się i prowadzić. Nie, to nie jest za dużo dla źrebaka. To są podstawy – im wcześniej je opanuje tym lepiej; małe źrebię łatwiej asekurować, jeśli skacze czy staje dęba, łatwiej je opanować i uniknąć urazów. Dotyk i czesanie zwykle szybko akceptuję. Najłatwiej na początku ogłaskiwać je podczas karmienia (ssania matki). Nawet płoche źrebie, głaskane codziennie (na początku np z pomocą drugiej osoby) szybko uzna to za coś przyjemnego. Dalej prowadzenie – wykorzystujemy wyprowadzanie matki i źrebię prowadzimy przy niej. Im mniejsze, tym chętniej za matką podąża, skoro prowadzimy je w jej stronę, to szybko się uczy iść na uwięzi i tak naprawdę jest nagradzane – idzie gdzie chce człowiek, i ląduje w fajnym miejscu – przy mamie. Stopniowo można je prowadzić coraz dalej, bo od początku ma dobre skojarzenia. Ta sama sztuczka z podrośniętym, paromiesięcznym źrebakiem działa gorzej, bo jest on bardziej samodzielny i mniej goni za matką. Kopytka podnosimy też już malutkim źrebakom - na krótko, nagradzając, źrebie musi być wczeęniej oswojone z dotykiem i robimy to jako część 'miziania'. Stopniowo przedłużamy czas trzymania kopytek. Warto dążyć do tego, by źrebię niejako samo się 'nagradzało' (przestaje ciągnąć uwiąz – jest wygodniej, daje się prowadzić – idzie z mamą na pastwisko) jak i 'karało' (gryzie w tyłek – spotyka się z butem> nauka: gryzienie boli; jeśli najpierw gryzie, a my obracamy się i uderzamy je – uczy się unikać ręki, nie gryzienia).
Uwiązywanie – zaczynamy od uwiązu długiego i luźno przerzuconego przez kółko/belkę. Konik często na początku go żuje i gryzie – niech gryzie, my się zajmujemy czyszczeniem. Drugi koniec uwiązu trzymamy w reku – można go odpuścić, gdy koń panikuje, a po uspokojeniu go, znowu podciągnąć na miejsce i kontynuować czyszczenie. Koń uczy się, że można się uwolnić (nie ma paniki i końca świata) ale nie ma sensu tego robić, póki człowiek chce czyścić czy co tam wymyśla.
Uwiąz i lina, lonża służą do dalszej pracy z młodziakiem: treningu na przeszkodach typu drążki, belki, przejścia między drzewami i beczkami, górki, rowy, bramki itd, gdzie trenujemy jego posłuszeństwo, opanowanie, bystrość i odwagę. W dalszym czasie, dla 2 i 3 latków, korzystne jest wprowadzenie pracy na 2 lonżach. Już roczniaki można prowadzać po terenie stajni/stadniny i dalej w teren – niech go znają jak podszewkę zanim będziemy je dosiadać :) Wartościową formą prowadzenie jest także wyjazd przy drugim koniu i prowadzenie z siodła.
Kantar, ogłowie, wędzidło. Już maluchowi należy zakładać i zdejmować kantarek. Lepiej jednak nie zostawiać go na stałe; poza tym i lepszą nauką jest częste powtarzanie zakładania i zdejmowania. U roczniaka na tej samej zasadzie zakładamy ogłowie z wędzidłem. Nie będzie to problem, jeśli postępujemy delikatnie, czekamy, aż otworzy buzię, dajemy mu pomemlać i jak jest spokojny, zakładamy całe. Na początku na chwile, potem może mieć je na głowie np. podczas czyszczenia. Dla większości koni nie będzie to żaden problem. Problemy są gdy: koń nie jest nauczony zakładania kantara, boi się o uszy, i zamiast to przepracować, ma dodatkowo zakładane wędzidło; młody koń jest lonżowany na wędzidle a już zwłaszcza z przeplataniem lonży przez potylicę– jest to niedopuszczalne, powoduje brutalne zaciskanie na głowie pętli, i obronę. Natomiast zakładanie w sytuacjach neutralnych – do czyszczenia, ewentualnie prowadzenia stępem – spowoduje, że koń nie ma złych skojarzeń. Osobiście ujeżdżam i użytkuje konie całkiem bez wędzidła; niemniej jeśli przewidujemy, że będzie je nosił, lub będzie sprzedany – najlepiej przyzwyczaić go w w taki właśnie łagodny sposób – lepszy start dla niego.
Siodło, uprząż. Te rzeczy koń ujeżdżany lub oprzęgany powinien znać na wylot i nie powinny na nim robić żadnego wrażenia – ani założone prawidłowo, ani zsuwające się, ciągnące itd. Nie ma żadnego powodu czekać z siodłaniem do czasu ujeżdżania, przeciwnie. Młodego konie łatwo przyzwyczaić do siodła, bo jest niski. Ma to znaczenie, ponieważ przyzwyczajanie rozkładamy na czynniki pierwsze: czaprak > popręg> siodło>strzemiona. Symulacją siodła na początku jest przytulenie przez grzbiet i obejmowanie źrebaka, oraz prowadzanie go w ten sposób, z ręką na plecach/boku. Następny krok to 'niby popręg' z uwiązu. Następny czaprak (w tym należy go specjalnie parę razy zrzucić aż koń nie reaguje na to), potem siodło, potem siodło z popręgiem i potem ze strzemionami. Również uprząż można zakładać już na roczniaka, i prowadzać w niej.
Czy imprinting jest dobry? Imprinting jest szeroko stosowany od czasu jego wynalezienia, oparty na naukowo potwierdzonych przesłankach i nie ma powodu uznać, że nie działa. Doświadczenie licznych stosujących go osób i całych stajni to potwierdza. Natomiast czy imprinting jest niezbędny - absolutnie nie. Szkolenie młodego konia należy zacząć jak najwcześniej, natomiast odpowiednio prowadzone nie-imprintingowane konie są bezpieczne, ułożone i sprawdzają się w rozmaitych gałęziach użytkowania tak samo, jak imprintingowane. Imprinting ułatwia pewne sprawy, zwłaszcza tam, gdzie są duże skupiska koni a opieka mało zindywidualizowana.
Szkodliwe jest natomiast bagatelizowanie wychowania młodego konia, zostawianie go 'dzikiego' by potem siłą i przemocą szybko go ujeżdżać, bez stopniowego zapoznania z ludzkim światem bądź przygotowania fizycznego. Wierzcie lub nie, ale wsiąść PIERWSZY raz na konia jest często zdumiewająco łatwo – bo jest w mniejszym lub większym szoku, 'na wstrzymanym oddechu'. Dopiero na kolejnych jazdach wychodzą niedoróbki i skutki braku przygotowania. Słyszę też czasem teorię, że źrebaka który jeszcze jest przy matce nie można wiązać, 'bo to jeszcze dziecko' – jasne, lepiej 'nauczyć' go wiązania razem z wchodzeniem do przyczepy w dzień odstawienia od matki, prawda? Albo by z siodłem czekać aż ma 3,5 roku – po co? W jaki sposób SIODŁO zaszkodzi roczniakowi czy dwulatkowi? Żaden, póki nikt na nie nie właduje tyłka. Za to koń mający za sobą liczne lekcje z siodłem i uprzężą, przestaje reagować panicznie na skrzypienie rzędu, przesuniecie go, ucisk popręgu, bujające strzemiona – po prostu zostaje wszechstronnie odczulony na te sensacje związane z rzędem, na które nie ma reagować. Ważne jest przecież, by wierzchowiec nie miał spiętego grzbietu – przy pierwszych siodłaniach zwykle ma, dlatego powinno się rozdzielić czasowo wdrożenie siodła od wdrożenia jeźdźca. Jeśli przeciwnie, miedzy wprowadzeniem siodła a jeźdźca jest za krótki odstęp czasu, to jeździec w siodle często jest problemem – bo ten ucisk na plecy, ten popręg i strzemiona, z którymi jeszcze nie do końca się koń obył, stają mu się nieznośne, po dodaniu jeźdźca. Jest to z reszta powód, dla którego pierwsze wsiadanie lub kilka pierwszych, robię na oklep – koń łatwiej to akceptuje, łatwiej też łagodnie zsiąść.
Trenując młodego konia, miejmy w głowie CO chcemy, by robił (pracował z dziećmi, jeździł do lasu, startował w zawodach, prezentował popisowe chody na każdej arenie, ciągnął bryczkę, skakał przez różne przeszkody) i pod tym kątem planujmy jego szkolenie od najmłodszych lat – stopniowo, rozkładając przyszłe zadania na małe, łatwo strawne kąski. Do tego oczywiście bezpieczeństwo. Dlatego zawsze pytam siebie 'co może pójść nie tak' i do tego scenariusza też konia przyzwyczajam: sfruwający czaprak, postronki miedzy nogami, przydepnięta lonża lub lonża pod pachą, lejce pod ogonem, białe, szeleszczące kartki w ręku, jeździec na ziemi, (tak! Też warto sprawdzić, czy koń się nie boi, jak siedzimy lub leżymy koło niego – nie powinno to budzić jego paniki), oczywiście różne podłoże – woda, kamienie. Długo przed ujeżdżaniem przyzwyczajmy konia do: stania przy schodku, obejmowania grzbietu a potem przewieszania przez grzbiet, dotykania butem okolic nerek, zadu, boku – zwłaszcza u klaczy. Koń, który kwiczy przy dotknięciu nogą tych okolic, z pewnością nie jest gotowy do dosiadania, bo każdemu jeźdźcowi może się zdarzyć zahaczyć butem czy ciężko usiąść. Nie chcemy wychować konia, który akceptuje tylko sytuacje idealne a każda inna wyprowadza go z równowagi. Długo przed dosiadaniem wprowadzam więc 'sesje masażu przy schodku'. Ja na schodku, koń obok – i głaskanie, czesanie, szczotkowanie, masowanie – tak tak, także nogą :)
Inną rzeczą, do której należy np przyzwyczaić konie przed pracą w szkółce czy z dziećmi, są manipulacje z grzywą i ogonem. Tak, też wole z nimi delikatnie – ale dziecku czy początkującemu zdarzy się pociągnąć, szarpnąć – uczymy konia cierpliwości i znoszenia również przypadkowych błędów w pielęgnacji; powinien stać spokojnie także przy odginaniu czy wyciąganiu ogona.
Do absolutnie podstawowego abc młodziaka należy też oczywiście stanie spokojnie przy weterynarzu i korekcji kopyt. Należy nauczyć nie tylko podnoszenia nóg, ale trzymania ich długo i podnoszenia wielokrotnie. Oraz do zostawania uwiązanym, gdy opiekun na chwilę się oddala. Warto przyzwyczaić konia to sprayu, 'zastrzyków' samą plastikową strzykawką (bez igły), pasty do odrobaczania (można 'trenować' na zużytej tubce z umytą/zdezynfekowana końcówką). Kontrola uszu, oczu, zębów to kolejne na liście 'sztuczek do nauczenia'.
Przyzwyczajenie konia do niuansów i niespodzianek naszego, ludzkiego świata w którym każemy mu żyć, jest gwarancją bezpiecznej i owocnej współpracy z naszym kopytnym przyjacielem. Cierpliwa praca u podstaw daje obopólną korzyść a także spora satysfakcję.